Horizon Zero Dawn – taka trochę recenzja i tak trochę ciekawostek
Nie wiem jak to się stało, ale jeszcze miesiąc temu nie miałem pojęcia o tej grze. Dziś o Horizon Zero Dawn wiedzą wszyscy gracze. No prawie wszyscy. Pecetowcy i xbox’owcy (podobno aż 14 osób w Polsce ma tę konsolę) muszą pograć sobie w coś innego. Może w Tomb Raidera, do którego „horizon” jest całkiem niesłusznie porównywany.
Horizon Copy Paste
Zresztą nie tylko do niego, bo od premiery przyklejono tej grze łatkę powielacza cudzych pomysłów. Bo przypomina Far Cry Primal, Assassin’s Creed, Wiedźmina 3, Uncharted i nawet Red Dead Redemption i Fallout: New Vegas (bo akcja dzieje się na tych samych terenach). Bezmyślne czepialstwo, bo równie dobrze Wiedźminowi można zarzucić, że czerpał garściami ze Skyrim i innych rpg-owych sandboksów. Każda współczesna gra powiela jakąś wcześniejszą i w mniejszym lub większym stopniu bazuje na oklepanych motywach, bo już wszystko wymyślono.
Trochę zdziwiło mnie, że nikt (nie tylko w Polsce) nie zauważył jeszcze podobieństw do „Wehikułu czasu” H.G. Wells’a. Nie tylko książki, ale też obu filmowych adaptacji z 1960 i 2001 roku. A tych podobieństw jest całkiem sporo. Wyliczam je w nawiasach.
Horizon Time Machine
W „Wehikule czasu” mężczyzna żyjący na przełomie XIX i XX wieku konstruuje maszynę, która przenosi go w przyszłość. Najpierw kilkadziesiąt lat do przodu. Trafia na moment, w którym ziemia ulega zniszczeniu (1), życie na ziemi również praktycznie wymiera (2), a przyczyną tego jest [autocenzura spoilerowa] (3). Przenosi się zatem w czasie o kilkaset tysięcy lat(4) do przodu i trafia do świata, w którym ludzie żyją na etapie wczesnej starożytności (5), a sam świat jest podzielony na dwie rasy: Elojów i Morloków(6). A jak ma na imię główna bohaterka Horizon Zero Dawn? Aloy. Cóż za przypadek!
Idziemy dalej – w powieści Wellsa Eloje żyją na powierzchni (7) i są nękani przez Morloków – „rodzących się” pod ziemią i pasożytujących na powierzchni (8). Naciągane ale wypada dać też numer (9), bo Morlokowie, podobnie jak maszyny w „horizonie”, atakują ludzi i mają ku temu ważne powody.
Główny bohater książki i filmów dowiaduje się, że Eloje nie czytają książek i nie są świadomi jak funkcjonowała nasza cywilizacja (10), bo nic wartościowego się nie zachowało przez te setki tysięcy lat(11). Strzępy informacji o tym jak doszło do końca cywilizacji pozyskuje z hologramów, które przetrwały próbę czasu (12) oraz z nielicznych szczątków budowli. W filmie mamy resztki murów z napisami „Brooklyn bridge”, w „horizonie” mamy napisy na budynkach, będących częścią fabuły, więc tu też wstrzymam się ze spoilerami, ale i tak daje nam to (13) podobieństwo.
Zarówno koledzy Aloy jak i Elojowie nie mierzą czasu zegarami(14). W ich świecie nie ma zegarów. Nie żyją przeszłością, nie interesują się nią, nie czują potrzeby poznawania dawnych dziejów (15). I na koniec – sposób w jaki ludzie przetrwali zagładę i gdzie ją przetrwali *jest w gruncie rzeczy* taki sam (16).
Samo imię Aloy/Eloj wywodzi się z Elohim, które oznacza bóstwo, co samo w sobie jest swoistym spoilerem zaserwowanym przez twórców na samym początku gry.
„Horizon Zero Dawn” ma w sobie coś, czego zabrakło Far Cry Primal, do którego jest najbardziej podobna, ale biorąc pod uwagę cykl produkcyjny gry (6 lat) trudno oskarżać twórców o kopiowanie pomysłów. Założę się, że to Far Cry był robiony później. Ma świat, który podziwiasz i chcesz zwiedzać. Fabułę, która wolno się rozkręca, ale po kilku godzinach zmusza cię do zgłębiania tajemnic kryjących się w ruinach. Polowania na zwierzęta są czystą przyjemnością i doprawdy trudno mi zrozumieć niektórych recenzentów, piszących, że konieczność celowania w określone części maszyn to ściema, bo gra i tak sprowadza się do bezmyślnego naparzania we wrogów. Bzdura kompletna. Do samego końca trzeba myśleć jak podejść do przeciwnika, w co mu strzelić, czym strzelić i jak nie dać się przy okazji zabić, bo nawet na najwyższym poziomie byle velociraptorek może ci zrobić touch dawn.
„Horizon zero dawn” jest długi zarówno jeśli idziesz zgodnie z fabułą i robisz tylko niektóre zadania poboczne, jak i wtedy, kiedy masz zamiar przejść grę na 100%. W tym pierwszym przypadku i tak spędzisz przy grze ok. 30 godzin. W tym drugim – splatynowanie gry zajęło mi coś pomiędzy 60 a 70 godzin. Łącznie 6 dni spokojnego grania po 9-13 godzin na dobę.
Łatwość z jaką można tu zdobyć platynę mogłaby być inspiracją dla innych twórców. Każdy, kto ukończy grę i wykona wszystkie zadania (których wcale dużo nie ma), platynę ma w garści. Już teraz, w tydzień po premierze, to trofeum zdobyło 8 procent graczy, co jak na tego typu gatunek jest wynikiem zaskakująco wysokim. Nie trzeba kończyć gry na najtrudniejszym poziomie, nie trzeba wszystkiego znaleźć, obejrzeć i dwa razy kończyć gry. Tak powinno być zawsze, bo obecnie platynowanie gierek to zabawa tylko dla maniaków.
Kilka porad zanim zagrasz
(+ niektóre wady)
- Nie błąkaj się od początku po świecie. Idź z fabułą co najmniej do momentu przejścia „próby”. Dostaniesz większy teren do zwiedzania, lepszy sprzęt i ciekawsze zadania.
- Ekwipunek jest zjebany. Szybko się zapełnia i do końca gry nie będziesz wiedzieć co można sprzedawać. W praktyce sprzedawać możesz tylko jakieś stare zegarki i nadmiar modyfikacji do broni.
- Poluj na zwierzęta. Te żywe. Tłuste mięso przydaje się cały czas, a skóra i kości są potrzebne do handlu i rozbudowy sprzętu. Stanowczo sugeruję zabijać szopy. Jest ich za mało, a skóra szopów bardzo się przyda.
- Niekończący się pakiet szybkiej podróży kupisz w mieście Południk. Nigdy nie kupiłem.
- Warto w miarę szybko robić zadania dla loży łowców (tak ok. poziomu 25). Wpada dużo ekspa a na koniec dostaniesz najlepszą broń w grze.
- Pomagaj każdemu i zawsze. Potrzebne do platyny.
- Rozwijaj trzecie drzewko, ale dominację możesz sobie zostawić na później. Ważne są umiejętności zbieractwa, strzelania z łuków i walki na krótki dystans. To ostatnie bardzo ułatwia grę, bo co drugi silny cios ogłusza nawet mocnych przeciwników.
- Jak najszybciej dorwij każdy rodzaj broni, bo każda broń (poza rozrywaczem) się przyda.
- Zwiedzaj osady. Z poziomu mapy nie pokazują się znaczniki wszystkich zadań. Czasami dopiero przy drugiej wizycie pojawia się jakieś zadanie.
- Wyłącz GPS. Tak, jest coś takiego w grze i przez to do miejsca, które jest oddalone od ciebie o kilka sekund marszu, będziesz szedł kilka minut, bo gra prowadzi cię po ścieżkach. Jak w GTA. Wygodniej, ciekawiej i szybciej iść do celu przez pola, lasy, rzeki i góry.
- Nawet na najniższych poziomach jesteś w stanie odbić każdy obóz bandytów. Kryjesz się w trawie i strzelasz po kolei do wszystkich. A potem gwiżdżesz i cała reszta pojedynczo podchodzi sprawdzić co to za hałas. I ich też wycinasz. Podobne rozwiązanie było w Mafia 3, tyle że tam wkurzało a tutaj sprawiało frajdę.
I wreszcie – nie spodziewaj się, że to będzie piękniejszy Wiedźmin w innych realiach. „Wiedźmin 3” zawiesił wysoko poprzeczkę i prędko nie pojawi się gra, która ją przeskoczy. Horizon Zero Dawn nie ma tak dużej mapy, tylu questów i tak wielu zapadających w pamięć bohaterów. Właściwie to nikt nie zapada w pamięć. Nie łudź, że jak zapuścisz się na jakieś odległe i niebezpieczne tereny, to znajdziesz superzbroję i superbroń. Nic takiego się nie wydarzy. W najlepszym wypadku trafi ci się trochę niezłych widoków, w najgorszym zaś dostaniesz taki wpierdol, że zrobią ci się odciski na kciuku od trzymania „sprintu”. Raz się tak wpieprzyłem, że uciekałem dobre 10 minut, bo jak jednych zgubiłem, to wpadałem w kolejne stado.
„Horizon Zero Dawn” ma wiele wad. Wiele elementów można było w nim zrobić lepiej. Brakowało mi większych miast, nie ma jaskiń i ruin z ukrytymi skarbami, charyzmatycznych postaci, lepszego wyważenia poziomu trudności, bo od 35 levelu jesteś w stanie zniszczyć każdą maszynę, a to dopiero połowa gry. Irytuje całkowicie niewykorzystany potencjał widokówek – hologramów, pokazujących jak dane miejsce wyglądało w przeszłości. Aż się prosiło pozwolić bohaterce „wejść” do starego świata i obserwować jak w danym miejscu toczyło się życie. Jako cRPG też wiele pozostawia do życzenia. Uproszczony rozwój bohaterki, niewielka ilość broni i niezbyt skomplikowane możliwości ich modyfikacji to nie jest to, czego hardcorowi gracze oczekiwaliby w erze postwiedźminowej i postfallout’owej.
Pytanie tylko – czy to wszystko są niedoskonałości, czy może celowe działania twórców, którzy pragnęli stworzyć lekkostrawną, przyjemną i uzależniającą grę? Pomimo tych mankamentów, jest to gra wybitna, dlatego ode mnie otrzymuje najwyższą notę. Nie za doskonałość, bo doskonała nie jest, ale za emocje, jakie odczuwałem przez kilka dni, za świat, który zachwyca na każdym kroku i za to coś, co sprawia, że na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Historia opowiadana w „Horizon zero dawn” jest ciekawa, a rozwiązania wszystkich tajemnic sensowne i zadowalające, choć jeśli od początku gry czujesz, że wiesz jak to wszystko się skończy, bo podejrzewasz, że twórcy posłużą się motywami znanymi z książek i filmów o zbliżonej tematyce, to wiedz, że masz rację. Tak właśnie będzie. Skończysz grę i uśmiechniesz się pod nosem, ale zanim to nastąpi, spędzisz kilkadziesiąt pięknych godzin w świecie, do którego chciałbyś wracać.